Gdy zadzwonił była prawie północ. I powiedział, że przyjeżdża! Byłam zaspana, rozespana i zmęczona. Cała się trzęsłam i dygotałam. Nie wierzyłam, że On tu przyjedzie w środku nocy.
Przyjechał.
Był tutaj. Całą noc.
Teraz - myślę o Nim i myślę. To nie wyszło zbyt dobrze. Najpierw sieedział i siedział. Nawet się nie przywitał. Nic nie powiedział. Usiadł tu i tak siedział.
Nie wiedziałam, co mam zrobić, jak się zachować. Siedział i nie patzrył na mnie.
- Zrobić Ci herbaty?
- Zrób. Wypiję herbatę i pójdę.
Jak bardzo chciałam go przytulić...
- Chyba będę spał na podłodze.
Zgasił lampkę. Głaskałam Go po włosach. Ma takie sztywne te włosy.
I potem, gdzieś w nocy, rozpłakałam się. Z żalu, z tęsknoty, ze złości.
Wtedy, w piątek, po tej rozmowie przez telefon, On poszedł gdzieś na dyskotekę. I to w piątek był z jakąś panienką.
Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że to na tym piątku się nie skończyło, że może się z nią dalej spotykał... Więc cóż, to tak. Nie ta, to inna. Nie ja... To co, że nie JA.
Potem znowu gdzieś w nocy mówię, że: .... kocham. Tak bardzo Go kocham - czy to dla Niego nic nie znaczy? ... A jak Ci się wydaje? - Jego odpowiedź. Potem usnęliśmy.
Ranek był cichy. On wstał, było za dziesięć siódma, gdy wyszedł. Miał iść do pracy, ale było późno.
Czułam się fatalnie. Przez cały dzień miałam "szumy" w głowie. Zefirek.
On wyszedł przed siódmą. Otworzyłam drzwi i stanęłam za nimi, jakbym chciała się schować. Stanął w tych drzwiach, zawahał się i tylko cicho powiedział "cześć"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz