Do Czytelnika

Moje teksty tworzą pewną całość. Nie są jednak rozdziałami jednej powieści. A jeśli już to jest to raczej opowieść szkatułkowa. Jeśli chcesz przeżyć coś wyjątkowego, zacznij czytać od początku ;)

środa, 15 maja 2013

Leszek. Akt III, Scena I

Nie umiałam sobie tego odmówić. To uzależnienie. Zadzwonić, usłyszeć Jego głos. Mam wymówkę. Jest sierpień i Jego urodziny - więc jakieś życzenia i - Jego głos:

- A może się spotkamy? Ale nie u mnie. U znajomej. Tam robię  imprezę.

Zbaraniałam. Tak się głupio poczułam. On nigdy nie nazywał rzeczy po imieniu/mnie też. A to przecież na pewno jego dziewczyna/haha/więc jej też nie nazywa. Cóż, propozycja jakby na czasie. Właśnie wróciłam z wakacji nad morzem, byłam opalona i czułam się pewnie. Nie mam nic do stracenia. Wchodzę w to.

- Przyjadę, ale będę z kimś. - Tym kimś był Andrzej i wiedziałam, że się zgodzi. Znał tę historię.

Spóźniliśmy się. Podeszliśmy do furtki, to był ładny domek ukryty w lesie. On nas zauważył, chyba czekał. W Jego oczach było zaskoczenie, niedowierzanie. Wyciągnęłam rękę (tylko, ale czułam ogień), a On wykonał ruch, jakby chciał mnie objąć, ale nie odpowiedziałam tym samym ruchem, zastygł, cofnął się. Wyglądał jakoś inaczej, obciął włosy... Ale nie widzieliśmy się pół roku. 

Potem dałam Mu idiotyczny bukiecik groszku. Chyba był rozczarowany. I dodałam jakieś życzenia:

- Życzę Ci, żebyś się bogato ożenił. Chyba jesteś na dobrej drodze. 

Czy musiałam aż tak grać...? Dobrze, że Andrzej był blisko.

To była fajna impreza, tańczyliśmy, piliśmy. Świetnie udawaliśmy.  Ta dziewczyna to Agata, On mówi na nią "Aga", nie wnikała w szczegóły, nie zadawała pytań. Musiałam obiektywnie przyznać, że nawet do Niego pasuje. Bawiłam się całkiem nieźle. Udawałam, że Go wcale nie dostrzegam.

To On pierwszy nie wytrzymał tego napięcia - jednak jakieś było. Nagle usłyszałam TĘ MELODIĘ. "Dla Elizy". TO JUŻ BYŁO! To przecież już było... 

Kiedy nasze oczy się spotkały, On porwał mnie za rękę: 

- Chodźmy stąd! Muszę w końcu z Tobą pogadać!


Jego oczy patrzyły niecierpliwie, łakomie i z tęsknotą. Wyszliśmy w noc. On wziął ze sobą butelkę...

- Kim jest ten Andrzej? Skąd się wziął?! 
- To nie Twoja sprawa. Jest, i jest dobrze. Tobie nigdy nie  zależało.
- Nie! Ja zawsze kochałem Ciebie na swój sposób. Ale nigdy nie byłem Ciebie wart. My, we dwoje, moglibyśmy ich wszystkich zrobić w chu..., wystarczyłoby, że byśmy na siebie spojrzeli!!!
- A ile razy ja chciałam Ci powiedzieć, że "kochać" to znaczy dla mnie kochać Ciebie!

On jakoś się miotał, rzucał, krzyczał. Ale do mnie dotarło tylko wyznanie, na które tak czekałam... i nawet nie zauważyłam, że było w czasie przeszłym.

Wróciliśmy w końcu. Znalazłam Andrzeja przy barku. Nalał mi wina i o nic nie zapytał, tylko smutno popatrzył.

Potem jeszcze zobaczyłam Jego... kompletnie pijany leżał na kanapie.

Dlaczego wtedy w końcu nie pojęłam, że to ciągle Lustro? Odbite światło...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz